Po porannej sesji postanowilem pojechac na cmentarz Arlington. Wybralem sobie trase Centrum->Pentagon->Cmentarz->Centrum.
Wysiaglem na stacji Pentagon Station, do okola chodzilo sporo mundurowych, na scianach wszedzie byly reklamy dotyczace swietlanej przyszlosci w armii: sponsorowanie studiow po odbyciu sluzby, kariera, znajomosci, podroze i co tam nie. Jak na moje to straszne panie mozgu bo reklamy kolorow, piekne twarze, czysto, ladnie, w ogole oderwane od rzeczywistosci. Nie ma co, specow od public relation US Army ma na bardzo wysokim poziomie.
Wyszedlem ze stacji, porobilem troche fotek, Pentagonu i pomnika ku czci ofiar 9/11. Wracajac mialem problem z karta do metra, bramka kazala mi odebrac nowy bilet w okienku. Podszdlem do okienka, kiedy to za mna zjawil sie US Officer i celujac do mnie z karabiny powiedzial "Sir, step away from the counter" ... no to ja juz wiedzilem co przeskrobalem ... Z rekoma na karku odszedlem pare krokow w kierunku sciany, "poproszono" zebym polozyl sie na ziemi [to nie takie proste ze rekoma na karku ...], zabrali mi dokumenty i plecak. Po paru minutach pozwolili mi wstac i zaczeli wypytywac o to co robie, skad jestem, jak sie wymawia moje nazwisko bla bla bla. Ostatecznie puscili mnie wolno z tym ze skasowali mi wszystkie zdjecia z aparatu [na szczescie tylko z dzisiaj wiec nic specjalnego].
Wszystko w sumie bylo OK, rozumiem ze zlamalem przepisy etc. Nawet tych zdjec nie zaluje ale musze przyznac ze to nie jest za ciekawe uczucie jak ktos celuje w Ciebie z karabiu wielkiego jak karabin kapitana bomby :> Naprawde, srednia przyjemnosc :/
Niemniej, po incydencjie odebralem nowy bilet w okienku i ruszylem w dalsza trase, na cmentarz Arlington.