Do cmentarza dotarlem jeszcze w stanie 'po-incydentowym' :) Wydaje mi sie ze to wtedy zadzonilem do Aneczki :D [Hello Aneczka :) mam nadzieje ze sie bardzo nie zdenerwowalas, tymbardziej ze wtedy rozladowal mi sie telefon].
Cmentarz postanowilem zwiedzic korzystajac z 'cmentarnych uslug' tzn. kolejki na kolach, z przewodnikiem. To byl dobry pomysl, wiecej sie w ten sposob dowiedzialem, nie nachodzilem sie tez [juz powoli mam dosc chodzenia po 10km dziennie] no i oszczedzilem troche czasu [o 16:00 musialem sie stawic na wieczorna sesje].
Cmentarz jest duuuzy, jest zadbany i estetyczny ale troche monotonny. Glownie dlatego, ze wiekszosc nadrobkow wyglada tak samo + fakt ze jest ich tam kilkaset tysiecy ulozonych w regularny wzor ... mozna sie zdubic. Na cmentarzy skozystalem z chwili aby zobaczyc grob JFK i jego rodziny [w ogole ta rodzina albo jest przekleta albo ma niezlych wrogow, ciagle wspominali ze jaki Kennedy zginal tu, tam, ze zostal zastrzeolny etc etc].
Zostalem tez zobaczyc zmiane warty przy grobie nieznanego zolnieza, bylo OK, spodziewalem sie wiecej. Pod koniec ceremonii w tle mozna bylo zobaczyc pogrzeb, widzialem orkiestre, orszak koni ciagnacy trumne owinieta we flage USA etc. Jakby nie bylo to jest nadal aktywny cmentarz. Wedle przewodnika w zeszlym roku padl rekord, 6000 pogrzebow. Co ciekawe przewodnik mowil to wrecz z duma ...
Cmentarz opuscilem okolo 15:30 aby zdarzyc na ostatnie wyklady.